Z ksiąg grodzkich ziemi nurskiej - relacje, oblaty

Niżej przedstawione zeznania pochodzą z książki Zofii Turskiej "Oskarżeni oskarżają. Wieś osiemnastowieczna w mrokach kronik sądowych" Ludowa Spółdzielnia Wydawnicza. Warszawa 1960.

O treści tej książki (powiązanie jej z Nienałtowskimi) powiadomił mnie Pan Piotr Złotkowski (Dziękuję !!!). Umieszczenie tych kilku zeznań w całości, spowodowane było także chęcią przedstawienia ówczesnej polszczyzny i opisów życia różnych warstw ludności na ziemi nurskiej.

ZEZNANIE PASTUCHA, PAROBKA, ŻOŁNIERZA

AGAD. Nurska grodzka - relacje, obiaty, nr 30, k. 341-343 v. Nur 1754 r.

Ja Stanisław Miłaszewski syn Antoniego i Katarzyny z Nienałtów - Szymanów parafii zarębskiej. Najprzód z małych lat moich do lat dziesiątku byłem przy ojcu, natenczas nic złego nikomu nie uczyniłem. Potem w dziesięciu latach poszedłem na służbę do p. Tomasza Zawistowskiego, w tychże Nienałtach mieszkającego, za pastucha, i tam przez rok cały byłem, alem go nie ukrzywdził. Przesłużywszy, na drugi rok poszedłem służyć do niegdy p. Wawrzyńca Nienałtowskiego do - - - - i tam od Wielkanocy do God służyłem za pastucha, ale i tam jeszcze nic nie wziąłem. Od p. Wawrzyńca Nienałtowskiego odstawszy, na drugi rok przyjąłem służbę u p. Franciszka Nienałtowskiego, brata jego, tam od Nowego Roku nie cały rok, tylko do Wielkanocy byłem; że mi źle było, odszedłem od ojca do Nienałtów, gdzie bawiłem się przez lato i jesień, od God zaś poszedłem służyć za parobczaka do Nienałtów-Brewków, do p. Mikołaja Nienałtowskiego. Tam niecały rok byłem, tylko do św. Jadwigi przesłużywszy, znowu odszedłem do ojca, ale do tego czasu jeszcze nie brałem nikomu nic i od tego czasu już nie służyłem, ale byłem przy ojcu. I natenczas posłał mnie ojciec do p. Mateusza Młodowskiego [chyba Skłodowskiego] do Młodów [ raczej Skłodów] -Stachów dla kupienia gryki, u którego kupiłem ćwierć jedną gryki za tynf jeden i przy kupieniu u tegoż p. Młodowskiego, kładącego w spichrzu do skrzynki tego tynfa ode mnie wziętego, widziałem pieniądze w tej skrzynce. Potym, samej Wielkanocy poszedłem w nocy do tychże Młodów, gdzie znalazłszy klucz na klepisku w stodole, w kącie schowany, otworzyłem do spichrza tegoż p. Mateusza Młodowskiego, gdzie w skrzynce nie zamkniętej wziąłem tynfów 40 szóstakami i te pieniądze zaniosłem do ojca do Nienałtów i oddałem je ojcu. Potem, trzeciego dnia po Wielkanocy pomieniony p. Mateusz Młodowski w Zarębach u Żyda Szczerby złapał mię i począł mnie bić, jam się przyznał, żem wziął pieniądze. Tak trzymając mnie u siebie, p. Młodowski posłał p. Andrzeja Młodowskiego po ojca mego i w tym czasie ojciec przyniósł p. Młodowskiemu pieniądze, tynfów 40, i oddał, więc wypuścił mnie tenże p. Młodowski. Potem w niedziel kilka w Zarębach Kościelnych u Żyda Majora, arendarza ich mciów p.p. Kamińskich - - - w sieni podniósłszy pułapu, wlazłem do komory, w której pieniędzy leżących z workiem na policy monety tynfów 40 i szelągami może było ze dwa szóstaki, także cyny dwa półmiski i talerze dwa cynowe wziąłem, to wszystko zaniosłem do ojca i matki.

Pieniądze w domu ojca na potrzeby wyeksponowane, a półmiski 1 talerze matka w Andrzejowie przedała na jarmarku; półmiski po 2 szóstaki, a talerze po szóstaku, Żydowi, ale nie wiem, skąd.
Potem zabrawszy kompany z Krzysztofem Młodowskim w tychże Nienałtach różnemi czasy razy trzy u p. Tomasza Zawistowskiego na spichrzu w Nienałtach, pierwszego razu wziąłem żyta ćwierć jedną, jęczmienia ćwierć i owsa ćwierć, drugim razem u tegoż tamże gryki ćwierć, żyta ćwierć i owsa pół korca, trzeci raz gryki ćwierć, owsa ćwierć, do czego i tenże Krzysztof Młodowski pomagał mi i wraz przedawaliśmy w Zarębach Żydowi Łachmanowi i drugiemu Izrachowi. W następującym czasie, jak się postrzegł p. Zawistowski, we Młodach-Stachach, u p. Jerzego Rysiewskiego, zrobiwszy z gałęzi na kształt klucza kulbasowatego, otworzyłem spichrz, w którym żyta ćwierci trzy, pszenicy ćwierć, kaszy gryczanej z półtory kwarty na sianie wziąłem i do Zaręb Kościelnych do Żyda Izracha, natenczas w Zarębach w karczmie u j.mci księdza proboszcza zarębskiego mieszkającego, zawiozłem i przedałem, za które zboże wziąłem tynfów 6, a za kaszę tylko mi gorzałki dał, którymi pieniędzmi po 3 tynfy rozdzieliliśmy się z Krzysztofem Młodowskim za to, że mi klaczy po te zboża dawał. Także przedtem wziąłem zboża z krewniatym Benedyktem Łukasiakiem z Zarąb Kościelnych poddanych, służącym natenczas w folwarku j.mci p. Zaręby sędziego ziemskiego sieradzkiego. W tymże folwarku w stodole na jętkach wzięliśmy skór 3 - wołowych 2, trzecią krowią - 2 którym parobkiem przedaliśmy obydwa Żydowi Abrahamowi - - - natenczas w karczmie j.w. księdza proboszcza Zarąb mieszkającemu, za które wzięliśmy tynfów 8, ale tenże parobek wziął pieniądze, a ja tylko co z nim piłem i dał z tych pieniędzy może szóstaków 5. Potem zginęły fanty młynarzowi j.mci p. Jana Bętkowskiego z Nienałtów, gdzie tenże młynarz, mając porozu mienie na mnie, złapał mnie j.mć p. Bętkowski, pan jego, ale ja tych fantów nie brałem i nie przyznałem się mu, tedy tenże j.mć p. Bętkowski oddał mnie p. Antoniemu Nienałtowskiemu, natenczas w Zarębach dóbr w posesyi j mc p. Lutosławskiegó będących administratorowi, skąd, raz przebywszy przez dzień, uciekłem, a drugi raz przez dwa dni pobywszy, wypuścił mnie tenże administrator. Stamtąfd wyszedłszy w niedziel dwie lub trzy; w Rawach u p. Grzegorza Kempistego dwiema raty skór dwie wołowych, raz jedną, drugim razem drugą w stodole na drągach wziąłem sam jeden, za które tynfów 5 od pomienionego Żyda Izracha w Zarębach wziąłem. Co poczyniwszy, lat temu może być trzy, pojechałem do Warszawy i tam robiłem w mieście około chędożenia ulic, gdzie gwardyści, podpoiwszy mnie, namówili do siebie. Tam pod kompaniią j.mć p. Zieltra [?] przez niedziel cztery przebywszy, uciekłem w barwiel, z bagneten i szabeltasem do domu, gdzie w drodze w Ząbkach pod Warszawą niejaki oficer z bitwy, podróżny, poznawszy mnie, że bez fer-lopu [s] szedłem, odebrał mi bagnet, szabeltas, kamasze, pończochy, trzewiki w karczmie i oddał to karczmarzowi tamże w Ząbkach, aby mnie i tych rzeczy przetrzymał i dał znać o: mnie uciekającym, ale ja te rzeczy zostawiwszy, wyprosiłem się karczmarzowi, że mnie wypuścił i przyszedłem do domu. Potem w tydzień przyszło po mnie trzech żołnierzy i wzięli mnie do Warszawy, tam przez niedziel cztery pod aresztem byłem i przez rózgi biegłem, gdzie odebrawszy barwę, puszczono mnie wolnym. Przyszedłszy do domu, byłem przez lato i zimę w domu, ale nic nikomu nie wziąłem, aż w roku przeszłym w Godlewie-Olszewie u p. Baltazara Godlewskiego w spichrzu w stodole będącym, okienkiem siągnąłem, gdzie sierzpa na skrzyni pod okienkiem leżącego ręką dostałem i tymże sierzpem wieko u skrzyni otworzyłem, z której skrzyni powłoków 2, jedną lnianą nową, drugą konopną acz nienową, płótna lnianego we dwu sztukach, także 19 koszul lnianych, 3 męskich, dwie nowych, trzecia stara, sierzp 1, nici do szycia motków 3, sukienne, białe, przędzione, w którym jak dwa pasma nie było więcej, fartuch lniany, kamzelkę białą płócienną, krasieniny płótna pół łokcia, serów 7, mięsa baraniego ćwiartkę, sierzpem wyciągnąłem, które rzeczy zaniosłem do Żyda Icka na Grobli w Gołębiach mieszkającego, ich mciów panów Nienałtowskich arendarza, i przedałem te rzeczy, oprócz fartucha, koszuli starej i powłoki jednej, także płótna lnianego, za które wziąłem od tegoż Icka szóstaków 5, a za 2 szóstaki napiłem. Stamtąd poszedłszy do Herszka tamże w Gołębiach, pod j.p. Gołębiowskim mieszkającego, któremu resztę rzeczy, to jest: fartuch, koszulę i powłokę za tynfa jednego przedałem, płótna zaś łokci 19 zaniosłem do Wyszomierza do Żyda Szlomy nazwanego, natenczas w Wyszmierzu, a teraz w Zawistach pod p. Nadolskim zostającego, za które za połową po szóstaku, a za drugą połowę po groszy dziesięć wziąłem. To poprzedawszy i pieniądze wyeksponowawszy, w kilka niedziel w roku przeszłym, to jest w wigilię św. Marcina, poszedłem do Swierzów do Szymona Swierząwskiego dla gęsi wzięcia; nie znalazłszy w nocy gęsi, wydarłem poszycie z chlewka na spichlerz i gałęzią zakrzywioną otworzywszy spichrz w nocy, znalazłem w nim skrzyń dwie, jedną nie zamkniętą, z której prześcieradeł 4, jedno lniane, 3 zaś płótna cienkiego kramnego, powłoczków 3, kamzelkę kamlotową nową, futerko kamlotowe pieskami podszyte, wolant kamlotowy zaszywany, dwie czapki i białogłoskich materialnych kornetów 2 z koronkami. Drugą skrzynię zamkniętą na zamek w wnętrzny, który świdrem otworzyłem i z niej sukien parę w mantelzaku 2 będących, to jest żupan karmazynowy mało zaszywany ze złą podszewką, kontusz z francuskiego weluru, nowy, bez sznurka, butów żółtych parę nowych, róg duży do prochu, koszulę jedną cienką, miodu garnuszek i cukru kawałek, także skórę wyprawną krowią, podeszwów nowych do butów parę zabrałem. I stamtąd te rzeczy do zwyż wyrażonego Żyda Herszka w Gołębiach, pod j.p. Gołębiowskim mieszkającego, zaniosłem, z których rzeczy jako to: futerko, kamzelkę, prześcieradła, powłoczki, czapki, kornety i skórę temuż Herszkowi za tynfów 8, za wolant, kontusz i żupan niewiernemu Lejmanowi, synowi tegoż Herszka z Gołębi, za czerwonych złotych 2, buty i róg karmarzowi z Osuchowej za szóstaków 5 i trojak 1 przeciąłem, koszulę sam zdarłem. To poprzedawszy, poszedłem za Ciechanów i tam po różnych miejscach w Prusach i innych bawiłem się, alem tam nie kradł, tylko byłem przy regimencie w Prusach w Iłowie mieście przez niedziel 12, stamtąd z barwą, pistoletami, szablą uciekłem w nocy do Warmii. Potem stamtąd poszedłem na Żuławy i teraz przed św. Marcinem, roku teraźniejszego, przyszedłem w ten kraj, gdzie idąc, wstępowałem do Gołębi do zwyż wyrażonego Herszka, który perswadował mi, ażebym tu W tym kraju nie pokazywał się, żeby mnie nie złapano, ale ja nie zważając, poszedłem do p. Grzegorza Kempińskiego do Brewek, u którego w nocy w spichrzu przez okienko drągiem wyciągnąłem skórę baranią wyprawną, koszulę jedną lnianą, obrusów 2, jeden lniany, drugi prostego płótna, nowy, które rzeczy do Rymułt-Wyszomierza do Żyda, arendarza j.w. p. Rybaczewskiego sędziego grodu kamienieckiego zaniosłem i przedałem za lynfa. Potem prętko w Dąbrowie u Wojciecha kowala w nocy w kuźni skubel dłutem wyważywszy: młotków dwa obcęgów dwoje, kłódkę ze skublem, skór dwie do zasłaniania się odogni kowalskich wziąłem i miałem nieść do Rymułtów, ale że mnie dzień zaszedł, zostawiłem te żelastwa w chruście za stogiem, przeciwko Dąbrowy, i potem wróciłem się do Zaręb, gdzie p. Grzegorz Kempiński złapał mnie i potrzymał dni trzy. Jak odebrał swoje rzeczy z Rymułtów od Żyda, oddał mnie p. Wojciechowi Swierzawskiemu, od którego Swierzewskiego brał mnie Wojciech, kowal z Dąbrowy, ażebym do rzeczy jego z ostawionych w chruście doprowadził, ale tych żelastw już w lesie nie zastałem; nie wiem, gdzie się podziały, od którego p. Wojciecha Swierzawskiego do tych konfesał dobrowolnych jestem tu do grodu sprowadzony.
-

ZEZNANIE ROLNIKA MAŁOMIASTECZKOWEGO

AGAD. Nurska grodzka — relacje, obiaty, nr 35, k. 167 Nur 1761 r.

Ja Grzegorz niegdy szlachetnego Jana Popławskiego z niegdy Marianną Żelazowską spłodzony syn, rodziłem się w Jóźwiach parafii czyżewskiej, mam lat przeszło 60. Z młodych lat byłem przy rodzicach, w dalszych zaś latach służyłem u różnych j.panów szlachty, służąc żadnej krzywdy nie uczyniłem: Potem ojciec mój sprowadził się tu do miasta Nursk i mieszkał lat kilkanaście. Pókim się nie ożenił, przy rodzicach bawiłem się, potem ożeniłem się z teraźniejszą żoną moją, wdową, niegdy sławetnego Koźlińskiego żoną. Budynek pierwszy, którym zastał, był mizerny, gliniany - ten zgorzał piątego roku po ożenieniu, drugi drewniany z chlewami postawiłem i w nim mieszkam.
Różni goście i patronowie u mnie miewali stancyją, żadnemu krzywdy nie uczyniłem oprócz niegdy j.mć p. Adamowi Nienałtowskiemu, burgrabiemu nurskiemu, w świtanie wyjąłem ze spodni tyntów 2, ale potem oddałem nazajutrz. Zaprzeszły tydzień we wtorek, jak przyjechał j.mć p. Mikłaszowski, porucznik Gwardyi Pieszej Koronnej j.w.mci, a deputat do wybierania pogłównega od ziemi tutejszej do miasta tutejszego Nura, któremu burmistrz z radnymi tegoż miasta naznaczyli u mnie stancyją dla zwyż wyrażonego j.mć p. porucznika, której ja pozwoliłem w ratuszu będąc, a potem, gdy przyszedł do patrzenia żołnierz z burmistrzem do budynku mego i widząc żołnierz, że niska izba, mówił, że dla j.mć p. porucznika niska izba i mała, a burmistrz odpowiedział: "Gdzie mamy szukać obszerniejszej stancyi, niech stoi w tym budynku". Jak przybył j.mć pan po rucznik, zda mi się trzeciego dnia, nie wiem czy burmistrz, czy który z ławników pokazał mu tenże mój budynek, gdyż byłem natenczas w polu. Już przyszedłszy, zastałem w domu swoim j.mć p. porucznika. Jak przynocował, nazajutrz cały dzień odbierał pieniądze od j.w.p.p. szlachty i na noc, widziałem sam, że w worek wysypawszy, schował do kufra i zamknął; sam poszedł spać, a ja siedziałem na progu aż się położył. Potem pozamykawszy drzwi u sieni i izby, poszedłem spać, w której izbie nie było żadnych gości ani ludzi innych, tylko ja z żoną w komorze, a j.mć p. porucznik w izbie na łóżku; chłopiec tegoż i żołnierz na ordynansie będący na ziemi spali do dnia białego. Nazajutrz, jak się zaczęło rozwidniać, wyszedłem na dwór, idąc nadeptałem na becik, a j.mć p. porucznik ocknął się i kazał sobie podać zegarek leżący na stole poszedłem do komory do swego miejsca. Nazajutrz ja poszedłem w pole orać - j.mć p. porucznika zostawiłem u siebie w domu. Dopiero przed południem siostra żony mojej przyszła w pole do mnie i powiedziała, że pieniądze ukradziono j.mci p. porucznikowi. Kweres jest wielki i dyby robią! Ja mówiłem: ,"Na kogo dyby robią, może i na mnie?" Jak przyszedłem od roboty z pola, mitygowało miasto na mnie i dyby wraz z żoną włożono, w których do tego czasu nas oboje trzymają, trzeciego żołnierza ordynansa i tu do zeznania konfesał sprowadziło. To prawda, przyznaję, że żadnego podobieństwa niemasz w budynku moim, żeby kto inszy obcy wszedł i pieniądze wziął, na mnie i na żonę moją supozycyja, ale ja nie brałem i nie wiem, kto wziął i więcej nie powiem.


Z ZEZNAŃ MŁODOCIANYCH PAROBKÓW POCHODZENIA SZLACHECKIEGO

AGAD. Nurska grodzka - relacje, obiaty, nr 27, k. 375 Nur 1763 r
.
Ja Szymon przeszłego Stefana Niemiry syn z panią Marianną Kempiścianką spłodzony, jeden tylko byłem u ojca. Siostra druga, gdzie się teraz obraca, nie wiem. Mam lat 16. Ojciec mnie w kilkunastu niedzielach, matka mi powiadała, odumarł. W młodym wieku oddała mnie matka do p. Wojciecha Niemiry dziada mego, u którego przez lat 3 pasałem wprzód cielęta, potem bydło. Potem służyłem u pana niegdy Macieja Nienałtowskiego w Nienałtach-Brewkach za bronowłoka rok jeden.
Drugiego roku w tejże wsi u p. Franciszka Nienałtowskiego, trzeciego roku u p. Pawła R. w tejże wsi. Roku czwartego u p. Mateusza Skłodowskiego w Skłodach-Stachach, gdzie całego roku nie dosłużyłem, alem żadnej krzywdy żadnemu z pomienionych ich mciów nie uczynił. Na ten rok namówił mnie p. Fryczyński podstarości za bronowłoka i postąpił mi na rok złotych 15, botów par 2 i chust parę, przysiewku po pół ćwierci jęczmienia i owsa. Do tego czasu, póki się akcyja nie stała, co mi kazał, robiłem. Potem namówiwszy się z Józefem, szlachetnie urodzonego pana Jana ze wsi Chroman synem, przeszłego roku służącym za parobka w tymże folwarku, wiedząc, że p. Fryczyński ma pieniądze pańskie i swoje w szkatułce, nie mając innego sposobu wziąć te pieniądze, w poniedziałek, w dzień św. Józefa, w nocy ja poszedłem do karczmy Jakuba Jodkiewicza, gdzie zastałem rąbiącego drzazgi pomienionego Józefa u tego Żyda, który zapaliwszy szmatę, dał mi, od którego wziąłem i pod kubrakiem zaniosłem do folwarku. Przyniósłszy, włożyłem z tyłu w snopki u sieni, od czego zapalił się folwark. Natenczas wyszła z izby żona p. Fryczyńskiego i zawołała na męża, że gore. Wypadł tenże p. Fryczyński mąż z izby z ludźmi, ale nie mógł ratować folwarku, a rzeczy zaś i fantów co mogli, wyratowali, drugie, osobliwie na górze popaliły się, a w tym czasie zwyż wyrażony Józef wbiegł do izby i wziął niewiadomie szkatułkę z pieniędzmi, a wyniósłszy, mnie oddał do schowania, od którego odebrawszy, zaniosłem na drugi folwark, Kamieńszczyzną nazwany, do szopy w słomę. O której szkatułce, gdy pytał się mnie Józef, powiedziałem gdzie. On poszedł i znalazłszy, w msze miejsce zachował, a mnie powiedzieć nie chciał, gdzie są pieniądze. Co ja widząc że nie będę z tych pieniędzy miał pożytku, przyznałem się p. Fryczyńskiemu i opowiedziałem, jak się rzecz stała. Tak p. Fryczyński pomienionego Józefa badał o pieniądzach, obiecując mu nadgrodę, w nieprętkim czasie przyznał się i o pieniądzach powiedział, które w całości p. Fryczyński odebrał i nas obudwu do więzienia wziął i w kajdany okować kazać. W dzień robiliśmy około drzewa, a na noc do spichlerza nas sadzał okowanych przez dni 3 lub 4, skąd siekierą wyrąbawszy połap, dobyliśmy się i wziąwszy ja siekierę w spichlerzu, w nocy wyśliśmy. Wyszedłszy, ja w jedną stronę poszedłem ku Kozowoni, a Józef w drugą stronę. Mnie złapał podstarości Łabęcki odesłał mnie do Zarąb, gdzie powtórnie okowano mnie i przyprowadzono do Sądu do zeznania konfesał, a tamtego Józefa dotychczas znaleźć nie mogą.

ZEZNANIE MŁODOCIANEGO PAROBKA

AGAD. Nurska grodzka - relacje, obiaty, nr 42, k. 494-495 Nur 1773 r.

Ja Wojciech we wsi Gudoszach z poddanki ich mciów państwa Dłuskich, z Gudoszów tychże dziedziców, rodziłem się. Mam lat 18. Małym dziecięciem Katarzyna Jakubówna, matka moja, wzięła mnie do wsi Ruskołąk i tam przy matce w Ruskołękach zostawałem. Jak matka za mąż poszła w Ruskołękach, przy ojczymie byłem przez lat 6, a tam żadnej kradzieży nie popełniłem.
Rok trzeci, jak przyszedłem w te strony i w Czyżewie służyłem przez rok u Michała poddanego tamecznego i tam dobrzem się sprawował; dosłużywszy rok, poszedłem do wsi Kopków do Wojciecha Pietrzaka, poddanego j.w.p. Pieńkowskiego podczaszego ziemi nurskiej na służbę, u którego służąc przez rok, tenże Pietrzak brał mnie z sobą roku przeszłego, gdzie u j.p. Walentego Grodzkiego we wsi Gudoszach w nocy z chlewa wziął owcę starą białą i u j.p. Jakuba Godlewskiego tamże w tejże nocy owcę drugą czarną przechotkę i porznął te owce na swoje potrzeby, a ja patrzyłem, jak on brał, żeby kto nie obaczył. Potem trzeciej, czyli więcej nocy u tegoż Jakuba Godlewskiego tenże Pietrzak razu jednego odbił w szpichrzu kłódkę i wziął sworzeń żelazny, kaszy gryczany ćwierć, kubrak swojej roboty, farbowany, i spodnie białe sukienne, sposobem jako wyżej ze mną, i zaniósł do Czyżewa, Żydowi Jakubowi Kołtunowi przedał. Drugim razem u tegoż j.p. Godlewskiego wyżej wspomniany Mateusz z Gudoszów, chłop, nad spichrzem wydarłszy dziurę i pułap, wziął kaszy jęczmiennej ćwierć i pół, masła garnuszek i do domu swego zaniósł.
Prętko potem w tej wsi u p. Marcina Nienałtowskiego wyżej wspomniany Pietrzak w stodole w nocy, ja pilnowałem, aby kto nie obaczył naszej roboty, wziął rzezak od lady i żelezce i tamże do Żyda Kołtuna zaniósł. Tego roku, tydzień temu trzeci, przyszedłem do Mateusza, poddanego j.rnć księdza Dłuskiego, wikarego kościoła nurskiego, do wsi Gudoszów, bo to mój ojciec i tenże Mateusz mówił do mnie: "Przyjachał ktoś do j.p. Jakuba Godlewskiego, idź sobie co do zjadła poszukaj". A tam j.p. Stefan Murawski, jadąc do Łomży ze studentem, swoim synem, tam nocował. Tenże Mateusz otworzył mi wierzeje do stodoły od pola i ja tam wlazłem do stodoły przez grykę i w wozie j.p. Murawskiego, w stodole będącym, wziąłem dwa sery, gomułków dwie, dwa placki i w worku w kasie znalazłem 7 zł i te wziąłem sobie pieniądze schowałem, a placki i sery do Mateusza zaniosłem i zjedliśmy razem. Niedziel temu będzie 3, w piątek przeszły, poszedłem wieczorem do stodoły j.p. Macieja Grądzie i w Gudoszach i tam, bez namowy niczyjej, wziąłem kożuch i żupanik farbowany, swojej roboty, sukmanków dwa białych, roboty domowej, koszul 5, paciorki i złotych 5 w kieszeni będących żupana. Wziąłem także prześcieradło i te wziąwszy rzeczy, zaniosłem do Kościelnych Zarąb do Żyda Zyska i tych rzeczy tenże Zysko przytrzymał, mówiąc mi: "Muszą to być kradzione rzeczy".
A ja stamtąd z Zarąb poszedłem tu do Nura na jarmark. Po jarmarku młóciłem przez 2 dni u sł. Franciszka Wojtkowskiego, a przybywszy j.p. Maciej Grądzie ja do Nura mnie wziął i do tych konfesał przyprowadził.